piątek, kwietnia 28, 2006

Jestem praktykiem .NET

Dzisiejszy dzień przeszedł jak dotąd nadzwyczaj sympatycznie. Z rana pojechałem na uczelnię w celu oddania człowiekowi-żabie finalnej dokumentacji do projektu. Tym samym oficjalnie ukończyłem drugi z czterech projektów, które mam tu do zrobienia. Wprawiło mnie to w przyjemny nastrój. Wkrótce później zaś oddałem człowiekowi-kupie raport z jego projektu, co wprawiło mnie w bardzo radosny nastrój. Tym samym został mi do zrobienia tylko jeden projekt, no i niestety ta gorsza część czyli dokumentacja do niego.

Wszelako w tak zwanym międzyczasie, razem z Łukaszem i Piotrkiem wzięliśmy udział w majkrosoftowym konkursie Mistrz.NET. Chociaż niestety żaden z nas nie został tytułowym Mistrzem.NET, a nawet nikt z nas nie dał rady wykazać się jako Ekspert.NET, to jednak każdy z nas zdobył wielce poważny tytuł Praktyka.NET. Piotrek mówi, że może nawet za pół roku majkrosoft przyśle nam do domów jakieś papierki z tym związane. Nie papierek jednak jest tu najważniejszy, a przede wszystkim doskonała zabawa którą mieliśmy pisząc ten konkurs, zwłaszcza poszukiwanie w Googlu, MSDNie i głowach kolegów poprawnych odpowiedzi na pytania. Konkurs ten wprawił mnie w niezwykle pogodny nastrój.

Później udaliśmy się do domu Piotrka w celu konsumpcji lodów (jest promocja w Somerfieldzie, trza korzystać), spotkaliśmy tam też Jake'a, pogadaliśmy z nim, a wszystko to wprawiło mnie w dobry nastrój. Po raz kolejny zacząłem kontemplować nad niesprawiedliwością świata, że Piotrek ma w swoim bloku trzech wspaniałych ludzi, z którymi zawsze o wszystkim można pogadać, a my mieszkamy z ćwokami, z którymi rozmowa sprowadza się najczęściej do: - "Hi." - "Hi.". Tak, taką właśnie budującą konwersację odbyłem z Lucille, gdy spotkałem ją dzisiaj w kuchni, widząc ją zresztą pierwszy raz po przerwie świątecznej.

Aha, wczoraj pierwszy raz również po świętach przybyłem na trening, gdzie dowiedziałem się dwóch rzeczy, które nie wprawiły mnie w radosny nastrój. Otóż, w przyszły wtorek będzie egzamin na kolejny stopień wtajemniczenia, to po pierwsze, a po drugie, egzamin ten kosztować będzie 20 funtów. Tych 20 funtów bynajmniej nie uwzględniłem w budżecie, więc przyjdzie nieco zacisnąć pasa. W związku ze zbliżającym się wielkimi krokami egzaminem, treningi zostały zintensyfikowane, wczorajszy na przykład trwał dwie i pół godziny. Po powrocie z niego naprawdę chciałem jeszcze pomarciniakować, ale mój organizm stwierdził, że jednak lepszym rozwiązaniem będzie zasnąć. Nie oponowałem.

3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

"Po raz kolejny zacząłem kontemplować nad niesprawiedliwością świata, że Piotrek ma w swoim bloku trzech wspaniałych ludzi, z którymi zawsze o wszystkim można pogadać, a my mieszkamy z ćwokami..."

Faktycznie - Łukasz i ci inni - tragedia, naprawdę współczuję.

4/28/2006 7:34 PM  
Anonymous Anonimowy said...

"Po powrocie z niego naprawdę chciałem jeszcze pomarciniakować(...)"

Nie wiem co Wy tam robicie, ale może nie trenuj już więcej...

4/28/2006 7:39 PM  
Blogger luckyluke said...

wystarczy sam Łukasz i już człowiek się zastanawia czy Syberia nie jest lepszą alternatywą, Carl Lucille i Katell tylko powodują, że już teraz szukasz somolotu do Katmandu, albo innej mongolii:)

4/29/2006 2:48 AM  

Prześlij komentarz

<< Home