czwartek, maja 04, 2006

Założyłem krótkie spodnie

Jakkolwiek wstrząsająco nie brzmiałby tytuł tego postu, uznałem iż warto tak niezwykłe wydarzenie wpisać w tytuł. Sądziłem bowiem, iż zawsze już będę tu musiał chodzić w kurtce, i zastanawiać się, kiedy znów się przeziębię. Jakże więc miło zaskoczyła mnie wczorajsza pogoda, gdyż skłoniła mnie ona do wykonania czynności opisanej właśnie w tytule dzisiejszego posta. Dzisiaj zaś jest jeszcze cieplej. Spieszę jednak z wyjaśnieniem, iż długo to nie potrwa. Uciąłem sobie dziś pogawędkę z człowiekiem-sprzątaczem (swoją drogą niezwykle sympatyczny gość; w ciągu samego dzisiejszego dnia rozmawiałem z nim więcej niż z Lucille, Katell i Carlem przez ostatni tydzień). Człowiek-sprzątacz powiedział, że jest faktycznie ładna pogoda, ale wkrótce się popsuje. Warto zauważyć, że jak na prawdziwego Anglika przystało, gadał ze mną o pogodzie... na szczęście nie tylko:)

Jutro oddaję raport z ostatniego curseworka. Już prawie go skończyłem, tylko wnioski muszę jeszcze dokończyć, ale zasadniczo mi się nie chce. I tak oto jutro już będę miał wszystkie curseworki z głowy. Wszelako nie ma się z czego cieszyć, bo zupełnie znienacka nadeszła sesja, we wtorek i środę mam egzaminy. Nie muszę mówić, ile do nich umiem:) Na jendym egzaminie będę pewnie musiał opisać kilka wybranych standardów W3C, których nikt nie używa. Na drugim będą równie ciekawe rzeczy.

W poniedziałek poszedłem na Park End, jest to chyba jedyna impreza na którą warto tu chodzić. Po prostu jest tam fajnie. Nawet wybaczyłem im, że poprzednio nie mogłem dostać swojej kurtki. Tym razem upewniłem się dwa razy, że wpisali to co trzeba, i nie będzie kłopotów. No i nie było. Niestety nasi francuscy ziomacy informatycy wierutnie dali ciała, bo zamiast iść na Park End, pisali cursework. Fakt, że był na następny dzień bynajmniej ich nie tłumaczy, bo cursework ten jest wybitnie łatwy i krótki. Tym bardziej wstrząsnął mną fakt, iż wiele osób go nie napisało. Więc shame on Francuzi, zjawił się tylko jeden z nich, próbował uratować honor. Na imprezie spotkałem także człowieka z Taekwon-do, niejakiego Indonezyjczyka Krisa (jego imię oznacza sztylet; patrz Diablo:) Krisowi należą się brawa, gdyż jest pierwszym człowiekiem tutaj, który bez większych problemów jest w stanie wymówić "Grzegorz Brzęczyszczykiewicz". Być może w tak dalekich stronach mają aparaty gębowe zbudowane inaczej, dzięki czemu potrafią tego rodzaju sekwencje głosek wydawać.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Zważywszy na okoliczności... tyuł tego posta jest BARDZO ryzykowny.

PS
Można mieć nadzieję, że spodnie te sięgają ZA uda. ;)

5/07/2006 3:35 PM  
Blogger Lechu said...

A Łukasz już się martwił, że nikt naszych blogów nie komentuje :D

5/07/2006 10:36 PM  

Prześlij komentarz

<< Home