poniedziałek, maja 08, 2006

Carlowe przygody

Siedzę sobie wczoraj wieczorem kurtulalnie w pokoju i chyba się nawet uczę, aż tu nagle ktoś zaczynam słyszeć głosy, i po chwili ktoś zaczyna z dużą intensywnością walić w moje okno. Pomyślałem sobie (jak się potem okazało, słusznie), że jacyś pijani idioci wracają z imprezy. Zignorowałem ich, wszelako nie na długo, gdyż po chwili ludzie ci dostali się do domu, i zaczęli dobijać się do moich drzwi. Pomyślałem, że skoro dali radę otworzyć drzwi wejściowe, to znaczy że swoi, więc się zwlokłem otworzyć drzwi, a za nimi dostrzegłem wyszczerzone twarze tutejszych ziomaków. Byli to Carl, Kris, Lauren i Bobby, którzy wrócili właśnie z imprezy w Londynie (ot, normalka;)

Powiem szczerze, iż Carla już pod różną postacią widywałem, ale tak jak narąbany był wczoraj, to jeszcze nigdy. Na drodze drzwi wejściowe - kuchnia odbijał się od ścian niczym piłka w pinballu. Próbował iść dalej, lecz niestety przeszkodziła mu stojąca na środku kuchni kanapa. Po chwili szamotaniny, ułożył się na niej wygodnie, przewieszony przez oparcie, z twarzą w okolicach podłogi, i nogami dyndającymi wysoko w powietrzu. Reszta towarzycha była raczej trzeźwa. Carl był bardzo wesoły i rozśpiewany, choć chyba nie wiedział co mówi. Niestety zabawa nie skończyła się dobrze, gdyż w pewnym momencie Carl pobiegł za Bobbym, lecz niestety potknął się o siebie w okolicach kaloryfera. Upadając zahaczył o gaśnicę. Gaśnica dała radę, ale ręka Carla już nie, ponieważ z gaśnicy sterczał kawałek żelastwa bardzo przypominający gwóźdź. Carl wyhamował jadąc twarzą po wykładzinie.

Badanie Carla wykazało rozcięcie na około 2/3 długości wewnętrznej części dłoni, oraz intensywne otarcie twarzy. Został odprowadzony do kuchni w celu opatrzenia. W pewnym momencie wpadł w berserk, zadając dużo obrażeń kuchennym meblom. Potem się uspokoił. Sztab lekarzy w postaci dwóch Anglików, Indonezyjczyka i Polaka stwierdził, że wizyta w szpitalu nie będzie konieczna, zaś reknostrukcja zdarzeń oraz analiza gaśnicy i gwoździopodobnego czegoś wykazały iż Carl i tak miał szczęście, bo naprawdę mógł sobie zrobić krzywdę.

Dzisiaj Carl żyje, i chyba nawet ma się dobrze. Egzaminy ma za dwa tygodnie dopiero, więc ręka będzie miała czas się podgoić.

A mi się dzisiaj tak nie chce uczyć, jak rzadko kiedy. Gram, oglądam Futuramę, piszę posta, spaceruję do kuchni, po prostu robię wszystko żeby się nie uczyć. Zaraz chyba wezmę się za Marciniakowanie bo już mi się kończą pomysły, co by tu porobić żeby nie uczyć się o kolenych standardach W3C, których nikt nie używa. Więc się poobijam jeszcze trochę i pójdę spać, bo jutro pobudka o 6.30.

1 Comments:

Blogger luckyluke said...

nie zmienia to oczywiście faktu, że chociaż przed wileoma dużo trudniejszmi egzaminamina politechnice LEszek chodzil spać o jakiejs 1 mając egzamin o 9 tutaj stwierdzil że pójdzie spać o 22.... po prostu penia chlopak i tyle:)

5/08/2006 10:15 PM  

Prześlij komentarz

<< Home