Ze świeżymi siłami przystąpiliśmy do dalszych poszukiwań Tesco. Kierując się tym razem w dobrym kierunku, spróbowaliśmy przyczaić autobus. Niestety nie jest to łatwe, gdyż choć Oxford to raczej średnie miasteczko, to linii autobusowych jest chyba więcej niż w Warszawie, i do tego różnych przewoźników, z czego tylko na jedno mamy darmowe bilety (darmowe - znaczy się wliczone 1600 funtów za akademik...)
Niestety, mimo licznych prób, nie udało nam się wsiąść do autobusu. Najbardziej spektakularna porażka to bieg do zatrzymującego się na przystanku pojazdu i bardzo uprzejmy kierowca, który po wpuszczeniu Piotrka do autobusu, zamknął pozostałym drzwi przed nosem i odjechał. Generalnie nie daliśmy rady wsiąść do autobusu. W tym momencie pewne psycholożki mogą się już z nas śmiać :P
Niezrażeni niczym szliśmy w poszukiwaniu Tesco dalej. Ciekawe, czy w jutrzejszej gazecie pojawią się artykuły o czterech studenach błąkających się po Oxfordzie i pytających wszystkich, gdzie jest Tesco. A ostrzegali nas... "very far away", "miles away", mówili. Nie słuchaliśmy.
Może pominę już dalej opis tej wycieczki, ale generalnie w końcu do Tesco dotarliśmy. Kupiliśmy mleko Tesco, jaja Tesco, soki Tesco, jogurty Tesco, mandarynki Tesco, keczap Tesco i dużo innych markowych produktów Tesco. Nie wiem tylko, czemu Łukasz nie chciał kupić startera Tesco do komórki.
Joke:
- Skąd dzwonisz?
- Z Tesco.
- A, myślałem, że jesteś w domu.
- Jestem w domu. Dzwonię z sieci Tesco.