Poszło prawie na noże
Ostatnie dni upływają głównie na pracy nad projektami tutejszymi. Aktualnie intensywnie męczę zadanie człowieka-żaby. W normalnej sytuacji uznałbym, iż projekt ten jest totalnie beznadziejny, wszelako nie jest normalna sytuacja, gdyż w porównaniu z pozostałymi projektami, ten jest wprost wybitnie ciekawy i pasjonujący. Prawdopodobnie już o tym pisałem, a może nie, więc najwyżej się powtórzę: mam napisać coś, co za programistę zawsze zrobi narzędzie (takie jak Visual Studio). Dlaczego więc mam zrobić ręcznie coś, co robi się za pomocą narzędzia? Otóż (to faktycznie wytłumaczenie człowieka-żaby) dlatego, że narzędzie może być za trudne w użyciu, i lepiej wszystko zrobić ręcznie. I coś, co się w Visualu wyklikuje w 5 minut, ja piszę już trzeci dzień. Jutro już powinienem skończyć, ale nie zmienia to faktu, że jest to dość beznadziejna robota. Jak to określił Łukasz: "wielka ogromna kupa". Ale w porównaniu z takim XSLT, to ten projekt bardzo mi się podoba.
Wpadłszy do Łukasza, w celu ustalenia czegoś-tam, stwierdziłem pół-żartem, iż jego kod jest brzydki. Łukasz się obruszył, próbował wykazać, że to co ja uważam za ładne programowanie jest tylko niepotrzebnym narzucaniem sobie roboty, no i tak od słowa do słowa przeszliśmy do jakiejś absurdalnej kłótni o nic. Po prostu mamy inne style kodowania, i inne podejście do pewnych programistycznych kwestii, ale to był tylko pretekst do wzajemnego obrzucania się błotem, wskazywania niekonsekwencji itd. Kłótnia ta nie miała sensu, bo i tak żaden z nas drugiego by nie przekonał, każdy i tak wiedział, że to on ma rację. Po prostu mózgi potrzebowały znaleźć ujście dla frustracji wynikającej z glupot, które tu musimy robić. (A tak naprawdę, to i tak wiem, że jego kod jest brzydki ;)
Niewiele brakowało, a przywdzialibyśmy taekwon-dowe uniformy i przystąpili do rękoczynów, ale na szczęście uratował nas Piotrek, proponując wspólny obiadek. Momentalnie zapomnieliśmy o jakiś przyziemnych nieporozmieniach, i udaliśmy się zaspokoić potrzeby najwyższego rzędu (w tak zwanym międzyczasie zajrzeliśmy do sklepu i kupiliśmy 18 litrów picia - powinno starczyć na tydzień).
U Piotrka dowiedzieliśmy się, co można zrobić z szynki, zapomniałem jak to się nazywa, ale jest pyszne:) Oczywiście special thanks are due to Marysia:) Piotrka dziewczyna jest naprawde złotą kobietą, ech szkoda bardzo, że jutro już wyjeżdża. Nie tylko dlatego, że wspaniale gotuje, ale w ogóle jest super.
Podsumowując dziś: wstałem koło 12, i piszę ten cholerny projekt cały dzień, właściwie jedynie z przerwą na sklep i obiad. Około 22.40 stwierdziłem, że mam dość, wziąłem się za napisanie połsta, no i tyle. Coraz mniej wakacjopodobne te wakacje:/
Wpadłszy do Łukasza, w celu ustalenia czegoś-tam, stwierdziłem pół-żartem, iż jego kod jest brzydki. Łukasz się obruszył, próbował wykazać, że to co ja uważam za ładne programowanie jest tylko niepotrzebnym narzucaniem sobie roboty, no i tak od słowa do słowa przeszliśmy do jakiejś absurdalnej kłótni o nic. Po prostu mamy inne style kodowania, i inne podejście do pewnych programistycznych kwestii, ale to był tylko pretekst do wzajemnego obrzucania się błotem, wskazywania niekonsekwencji itd. Kłótnia ta nie miała sensu, bo i tak żaden z nas drugiego by nie przekonał, każdy i tak wiedział, że to on ma rację. Po prostu mózgi potrzebowały znaleźć ujście dla frustracji wynikającej z glupot, które tu musimy robić. (A tak naprawdę, to i tak wiem, że jego kod jest brzydki ;)
Niewiele brakowało, a przywdzialibyśmy taekwon-dowe uniformy i przystąpili do rękoczynów, ale na szczęście uratował nas Piotrek, proponując wspólny obiadek. Momentalnie zapomnieliśmy o jakiś przyziemnych nieporozmieniach, i udaliśmy się zaspokoić potrzeby najwyższego rzędu (w tak zwanym międzyczasie zajrzeliśmy do sklepu i kupiliśmy 18 litrów picia - powinno starczyć na tydzień).
U Piotrka dowiedzieliśmy się, co można zrobić z szynki, zapomniałem jak to się nazywa, ale jest pyszne:) Oczywiście special thanks are due to Marysia:) Piotrka dziewczyna jest naprawde złotą kobietą, ech szkoda bardzo, że jutro już wyjeżdża. Nie tylko dlatego, że wspaniale gotuje, ale w ogóle jest super.
Podsumowując dziś: wstałem koło 12, i piszę ten cholerny projekt cały dzień, właściwie jedynie z przerwą na sklep i obiad. Około 22.40 stwierdziłem, że mam dość, wziąłem się za napisanie połsta, no i tyle. Coraz mniej wakacjopodobne te wakacje:/