wtorek, kwietnia 04, 2006

Park End

Chyba nawet nie napisałem nawet, że projekt dla człowieka-kaczora został wreszcie oddany! Największa kobyła tego semestru, czyli XSLT mam już z głowy. Co więcej, w weekend skończyłem projekt dla człowieka-kupy (http://gamma.mini.pw.edu.pl/~arvanitil/map.html - działa tylko pod M$ Internet Exploderem, trzeba jeszcze zainstalować plugin SVG Adobe'a - nie ma to jak przenośność by W3C).

Jako że dawno nigdzie nie byłem, postanowiłem wczoraj odwiedzić znany tu klub Park End, bo ponoć fajnie jest. Wcześniej jednak udałem się do bloku, gdzie mieszkają sami francuscy informatycy. Wreszcie jacyś swoi ludzie. Zrobili nadspodziewanie dobre żarcie i w ogóle bardzo sympatycznie tam było. Najlepsze było, jak nagle do kuchni wpadł koleś z okrzykami radości "kompiluje się!". Spotkał się z ogólnym aplauzem. Krzyczał po francusku rzecz jasna, ale jakoś tak dało się go zrozumieć. Ach ten żargon współczesnych informatyków jest ponad barierami językowymi...

Troszeczkę zaprawieni udaliśmy się do Park End. Na miejscu czekała nas niezbyt miła niespodzianka - absurdalna kolejka. Staliśmy tam z 45 minut, ucząc Francuzów podstawowych zwrotów w języku polskim, jednocześnie poszerzając swą znajomość francuskiego. Zaplusowaliśmy znajomością melodii Marsylianki, oni niestety naszego hymnu nie dali rady zaśpiewać.

W klubie zaś było nawet całkiem fajnie, było parę śmiesznych akcji, tutaj special thanks are due to broda Piotrka. Spotkałem sporo znajomych, ludzi z bloku Piotrka, tudzież z taekwondo.
Niestety Park End pożegnał mnie tak, że chyba więcej tam nie pójdę. Otóż tam w szatni jest taki zwyczaj, że nie tylko dają numerek, ale jeszcze zapisują inicjały delikwenta. Że niby jak ktoś komuś zakosi numerek to i tak nie mógł wziąć jego kurtki. Do powieszenia naszych ubrań wyznaczony został Łukasz. Kiedy zaś wychodząc chciałem odebrać swoją kurtkę, okazało się, że moje inicjały nijak nie pasują do zapisanych, i niestety swojej kurtki nie dostanę. Nie wiem, jak Łukasz to zrobił ale naprawdę miał szczęście, że nie miałem przy sobie ostrych narzędzi. Dzięki temu musiałem poczekać jakąś godzinę zanim wszyscy nie wyjdą, aż zostanie moja kurtka i okaże się, że nikt inny się do niej nie przyznaje. Nie wiem ile osób było w tym klubie, ale na luzie z 1000, i może z 5 miało jakieś problemy z odebraniem swojej kurtki. Ciekawe czemu takie rzeczy zawsze mi się zdarzają, bo już nie pierwszy raz zdarza się, że nie jestem w stanie odebrać swojej kurtki z szatni. Takimż to niezwykle sympatycznym akcentem zakończył się wczorajszy wieczór.

Dzisiaj zaś był wykład, na którym człowiek-kaczor opowiadał o kolejnym standardzie W3C, którego nikt nie używa. Niestety nie wiem o jakim, bo spałem. Za parę minut zacznie się wykład człowieka-żaby, ale biorąc pod uwagę, że dopiero 20 minut temu zjadłem śniadanie, i nie bardzo chce mi się biec za autobusem, to chyba człowieka-żaby również nie zaszczycę swoją obecnością.

Na tym kończę tenże raport.